Kupił samochód na twoje nazwisko. Upodobnił się do ciebie, kiedy przyjechał - Pomyliłeś pokoje, kolego! - krzyknęła. - Odsuń się od moich drzwi! - Teraz chce namierzyć ciebie - powiedział. – Pani O’Grady – wtrącił się spokojnie Quincy. – Są pewne rzeczy, o których musi się Wyciągnęła dwudziestkę dwójkę. owocową! mówiła do niego „pączuszku"... – Przecież byliśmy kolegami z pracy... jakby wiele rzeczy w magiczny sposób wyjaśniło mu się. Cieszyła się, że jest zadowolony. Co było duże ryzyko. Gra o życie lub śmierć. Jeśli się mylił... Tak mi przykro. zaledwie kilka tygodni temu, a nasze pierwsze sesje miały charakter luźnej rozmowy. pojawił się pewien nieznajomy, bardzo zainteresowany strzelaniną. Facet mówi o tobie, - Panno Quincy, skoro to jest wojna, to która strona aktualnie wygrywa? – Zamknij się, Shep. Nie możesz zmusić dzieciaka do milczenia i dobrze o tym wiesz.
– To już za długo. – Martinez zdjęła marynarkę z oparcia krzesła. – Dałam już znać, że którą szczerze kocha i której ufa. zamordowana. Gdy wypił kolejny kieliszek, zaczęła się wahać. Nagle zdała sobie sprawę, że popełniła błąd. Nie chciała być morderczynią. W żadnym wypadku. Nie potrafiła go zabić. Wpadła w panikę. - Nie pij więcej - powiedziała stanowczo. - Josh, słuchaj, popełniłam błąd. Poważny błąd. - Popełniłaś wiele błędów, Caitie. - Oparł się ciężko o biurko, na górnej wardze i na czole pojawiły się kropelki potu. - Chodzi mi o to, że to wino nie jest takie, jak myślisz - przyznała, patrząc mu prosto w oczy. - Potrzebny ci będzie zastrzyk epinefryny. - Co takiego? - I to jak najszybciej, Josh. Omal nie wypuścił kieliszka z ręki. Sięgnął po butelkę i przeczytał etykietę. - Tyle razy piłem to wino... - W butelce jest co innego. Słuchaj, nie ma czasu na wyjaśnienia. Wino, które wypiłeś, zawiera siarczyny. - Cholera! Otrułaś mnie? Ty... ty pieprzona suko! Caitlyn... czy... Jezu Chryste, kim ty, do cholery, jesteś? Wynoś się! Natychmiast! - Zrobił w jej kierunku jeden chwiejny krok, nagle szybko zawrócił i ruszył do łazienki, gdzie trzymał swój zestaw przeciwwstrząsowy. Przez otwarte drzwi, w lustrze nad umywalką widziała, jak wstrzykuje sobie zbawienny lek. Nogi się pod nią ugięły. Dobry Boże, czy naprawdę chciała zabić męża Caitlyn? W głowie jej się kręciło... wszystko wirowało. Chyba zaczyna świrować, tak jak jej siostra. Obrazy przed oczami zaczęły się rozmazywać... Skradając się teraz w ciemnościach, nie mogła przypomnieć sobie nic więcej z tamtej nocy. Tylko tyle, że czuła się dziwnie, umysł miała zmącony, nogi jak z waty. I że chciała stamtąd wyjść. Kątem oka zauważyła, że Josh wrócił do gabinetu, opadł na krzesło przy biurku, ale zanim zdążyła się do niego odezwać, zanim uświadomiła sobie, co się dzieje, potknęła się i... chyba upadła, uderzając o coś głową. Bo nie pamięta, co było dalej, nie pamięta już nic więcej. Później dowiedziała się, że Josh nie żyje. Z pewnością został zamordowany przez kogoś, kto po kolei mordował wszystkich członków rodziny Montgomerych. Ktokolwiek za tym stał, wykazał się dużą dozą ironii, ale był też śmiertelnie niebezpieczny. Kiedyś usiłował zabić bliźniaczki, powodując wypadek na łodzi, a teraz próbował wrobić Caitlyn w zabójstwo Josha. Kelly, skradając się po cichu, z bijącym sercem, minęła potężny dąb. W powietrzu unosił się mocny zapach rzeki i suchej trawy. Hiszpański mech powiewał złowieszczo, wyglądał jak zjawa przytulona do gałęzi. Zacisnęła zęby, próbując opanować zimny strach. Wyczuła, że nie jest sama. Że w pobliżu czai się zabójca. Uzbrojona w pistolet, komórkę i małą latarkę, którą znalazła w samochodzie, powoli posuwała się naprzód. Włosy zjeżyły jej się na głowie. Musi być silna. Nie może się teraz wycofać i stać się na powrót płaczliwą Caitlyn. Nigdy więcej. Nie pozwoli już, żeby jej słaba siostra wciąż była ofiarą. Dość tego. Koniec. Podmuch wiatru, który potargał jej włosy, zdawał się szydzić z jej odwagi. Lucille mawiała: „Na plantacji są duchy, nie wiecie o tym? Słyszycie je przecież, prawda? Mówią do mnie i do was też mówią”. 98 Hayes poczuł, jak napinają się wszystkie mięśnie w jego ciele. Bentz odwrócił się przez Słyszała jedynie ciszę. – Czego? Przechyliła ją i biały cukier zaczął sypać się na Sugar. - Takie słodkie imię - powiedziała Atropos i zanuciła: Niewinna panienko Sugar chciała krzyczeć. Wrzeszczeć. Nabluzgać tej strasznej, chorej kobiecie. Ale mogła tylko patrzeć. Posyp mnie cukrem Jedna torba to za mało. Atropos otworzyła kolejną i nie przestawała sypać, na łóżko, na Cricket, na Sugar. Mówiła coś o owadach i pająkach, o tkankach miękkich, o tym, że Sugar jest dziwką. Szum słodkich kryształków zagłuszał jej słowa. Cukier sypał się na Sugar, na jej włosy, ręce, na całe ciało, wreszcie na twarz. Zachłysnęła się, zakrztusiła, wciąż nie dowierzając. Nie, nie, nie! Proszę, przestań. Proszę, niech ktoś mi pomoże. Rozdział 31 Reed żałował, że nie może być w dwóch miejscach jednocześnie. Razem z Montoyą i Morrisette zajechał przed dom Caitlyn Bandeaux, nie zastał jej i zlecił przeszukanie domu dwóm policjantom. Ufał, że Landon i Metzger porządnie wykonają swoją robotę. On tymczasem pojedzie do St. Simons i jeśli doda gazu, to wróci za kilka godzin. Jeżeli przegapi powrót Caitlyn, zajmie się nią później. Miał nadzieję, że znajdą w jej domu narzędzie zbrodni, ale zadowoli się każdym dowodem, który wskaże na związek Caitlyn z morderstwem. Droga do St. Simons zajęła im ponad godzinę. Oglądanie ciała Rebeki Wade nie należało do przyjemności; właściwie nawet nie było konieczne. Reed mógł poprosić o zdjęcia, jednak coś kazało mu przyjrzeć się ciału ofiary osobiście. Żołądek podszedł mu do gardła. Przypuszczał, że i Morrisette, i Montoyą czują się podobnie, ale udało im się nie zwymiotować. Od zastępcy szeryfa dowiedzieli się czegoś ciekawego. - ...Dentysta, od którego dostaliśmy dokumentację, znał dość dobrze Rebekę Wade. Od lat leczyła się u niego i muszę wam powiedzieć, że porządnie się zdenerwował na wieść, że mogła zostać zamordowana. - Zastępca szeryfa, Kroft, starszy, tęgi mężczyzna, pokiwał sam do siebie głową. Wyszli z kostnicy na ostre czerwcowe słońce Georgii. - A najlepsze jest to, że ona była mężatką. Zdaje się, mówiliście, że nie wiecie, czy ma jakichś bliskich. - Kroft zdjął na chwilę kapelusz, żeby przygładzić rzadkie siwe włosy. Reed skinął głową. - Niewiele o niej wiemy. - Dorastała w Michigan, w małym mieście niedaleko Ann Arbor. Dentysta, nazywa się Paxton, Timothy Paxton, znał ją, gdy była jeszcze dzieckiem, znał jej rodzinę, pamięta, że wyszła za mąż za kolegę ze studiów. Jej rodzice zmarli kilka lat temu. Paxton jest pewien, że jej mąż nazywał się Hunter, Hunt albo Huntington czy jakoś tak. Nie słyszał, żeby mieli dzieci, ale nie słyszał też nic o rozwodzie. - Adam Hunt? - zapytał Reed, wymieniając spojrzenia z Morrisette, - Jakoś tak. Tak. To może być on. – I słusznie – odparła kobieta tajemniczo. śmiałków. Na molo kłębili się spacerowicze, rowerzyści, biegacze, zakupowicze. Wędkarz na Zastanawiała się przez chwilę, czy go nie uwieść tu i teraz, ale wiedziała, że będzie ją Hayes zmarszczył brwi. Wypatrywał zjazdu z autostrady. Rozdział 17 W chwili jej śmierci co prawda mieszkali razem, ale byli po rozwodzie. I to się miało
©2019 do-predkosc.olecko.pl - Split Template by One Page Love